literature

Tworcy Swiatla 1

Deviation Actions

IngvildJornsdottir's avatar
Published:
239 Views

Literature Text

01. Atak

Czasami drogi człowieka i jego przeszłości krzyżują się.                            


01.

W dokach odprawy dla transportowców handlowych Korporacji było nadzwyczaj tłoczno i gwarno. Większość statków typu "Minerva" i "Sojus" czekało na załadunek i tylko niewielka część odleciała wraz z towarem. Pojazdy przewożące części zamienne stały ściśnięte w niewielkiej grupie z tymi, które dostarczały żywność koloniom, jak Hiddeny. Rzadko się zdarzało, żeby tyle statków oczekiwało w dokach, więc ludzie wyjątkowo się spieszyli, by odkryć trochę przestrzeni, bo ścisk na hali był wprost niewyobrażalny.
Jeden z inżynierów odłączył się od grupki załadunkowej i z niewielką karteczką podszedł do młodego mężczyzny, który stał oparty o jakieś skrzynie i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w otwarty teraz wylot, przez który prześwitywało nocne, rozgwieżdżone niebo. Inżynier odchrząknął lekko, a kiedy to nie poskutkowało, trącił mężczyznę palcem. Ten obruszył się, jakby go wyrwano z głębokiego snu.
- Kapitanie Frikes? – powiedział niepewnie inżynier i przekrzywił lekko głowę. – Jest pan gotowy?
- Jasne – Mac Frikes skinął w jego stronę i znów spojrzał w pełną gwiazd noc. Za chwilę znajdzie się pośród nich, w otoczeniu kilku speców od maszyn i dwóch czy trzech pomocników pokładowych oraz ładowni pełnej skrzyń, butli i pojemników z żywnością. Dziwne, ale ta myśl nie pociągała go za bardzo. Zawsze tak było. Od kiedy przydzielili go na Hiddena, czuł, że nie wypełnia tych obowiązków, do których został powołany. Dziwnie się również czuł wydając rozkazy inżynierom takim jak on sam, chociaż w głębi duszy wiedział, że nie o to chodzi. Czuł czasami nieprzepartą chęć rzucenia tego wszystkiego i udania się gdzieś daleko, naprawdę daleko stąd. Gdzieś do najdalszej z galaktyk.
- Kapitanie Frikes – dobiegł do niego trochę zniecierpliwiony głos inżyniera.
Odwrócił się i spojrzał na niego pytająco.
- Zaraz odlatujemy, jeśli o to pytasz.
- To znowu to, prawda, kapitanie?
- Co?
- Odrzucili pańską petycję.
Mac z ociąganiem skinął głową. Po raz szósty wysłał petycję do władz korporacji o przydzielenie go do małej grupki badaczy wysłanych ostatnio do układu Centauri, ale po raz szósty mu odmówiono.
- I po tym, co dla nich zrobiłem – powiedział z goryczą w głosie. – Zawiadomiłem o przypadku Hiksa i co jak co, ale ocaliłem Ziemię przed atakiem rozwścieczonych obcych – skrzywił się. – A to powinno być dobrym argumentem. Jednak dla nich dobrym argumentem jest jedynie sześcioletni przydział w jakimkolwiek zespole badawczym na jakiejś kolonii – zobaczył, że jego rozmówca patrzy na niego ze zdziwieniem. – Ale co cię tu będę zanudzał. Zapakujcie ostatnie ładunki i zawiadomcie mnie, kiedy skończycie.
Inżynier skinął głową i wrócił do pozostałych, krzycząc, żeby się pospieszyli.
Mac spojrzał w górę. Wiedział, że któraś z tych gwiazd to ta, wokół której krąży Beta Negos wraz ze stacją pionierską Beta 357, na którą mieli lecieć. Oraz wiele innych mało znaczących planet. Od kiedy zerwał wszystkie kontakty z Devon Space, a tym samym z Founderem 2, myślał o swojej galaktyce jako o bardzo ciasnej i małej. Jego loty ograniczały się niestety jednak tylko do niej. Jego „sławetna" misja skończyła się tylko tym, że wstrzymano loty do galaktyk sąsiadujących z Hiksem oraz przydzielono go na Hiddena. Cóż, życie nie jest jednym wielkim pasmem ekscytujących wydarzeń. A tu nawet nie ma prawie nikogo, komu można czytać w myślach, bo wszyscy i tak wypowiadają je na głos. Prawie, bo oprócz jednej osoby.
- Kapitanie! – zawołał inżynier, stając w drzwiach pojazdu. Pakunki, leżące do tej pory wokół niego znikły, a załoga weszła już do środka. – Gotowe! Idzie pan?
- Tak.
Frikes oderwał się od studiowania nieba. Gdy podszedł bliżej, wyczuł, co myśli jego oficer:
„Jak zwykle ociąga się z wydaniem rozkazu na start".
- Nie ociągam się, tylko próbuję zaprowadzić tu jako taki porządek – powiedział z uśmiechem, przechodząc obok niego. Wszedł na pokład i zauważył niedowierzające spojrzenie głównego inżyniera na swoich plecach. Bawiło go czytanie w jego myślach, tym bardziej, że biedny pierwszy nic nie wiedział o jego telepatycznych zdolnościach. Gdy go spotkał po raz pierwszy, nie było okazji, żeby mu powiedzieć, a potem zrobiło się zbyt zabawnie, by to zmieniać. Bo inżynier był jedyną osobą na Hiddenie, która nie mówiła tego co chce, tylko to co musi, a przysparzanie mu przemyśleń dotyczących tego, co wie jego kapitan było nie tylko zabawne, ale rozładowywało napięcia na pokładzie. Załoga oczywiście domyślała się wszystkiego.
Tym razem też zostawił go wraz z jego myślami w spokoju i wszedł na mały mostek.
- Znów pan „urobił" Gaila, kapitanie? – doszło do niego od strony pulpitu i uśmiechnięta, chłopięca twarz mężczyzny odwróciła się w jego stronę. – Może byśmy powiedzieli mu prawdę?
- Po co? – wykrzywił się Frikes, ale powstrzymał śmiech, bo inżynier również wszedł na mostek. – Panie Gail.
- Tak?
- Przygotujcie się do startu. Zwykła pierwsza prędkość. Otworzyć śluzę.
Tuż nad statkiem rozwarła się płyta stanowiąca dach. Wszyscy, którzy znajdowali się w dokach spuścili głowy na dół ze względu na ostre światło, które omiotło pomieszczenie. Hidden 231 oderwał się wolno od ziemi.
- Gail – Frikes zwrócił się do pierwszego oficera. – Kurs na sektor 10. Beta Negos.
- Tak jest.
Pilot włączył zwykłą prędkość, a Gail wprowadził kierunek. Nietrudno się było dostać na Negos. Była jedną z całkowicie zabezpieczonych, otwartych placówek, na której znajdowała się baza kolonizacyjna z czterdziestką rodzin, składających się głównie z techników. Oczywiście sprawdzono najpierw teren, żeby nie popełnić błędu z Beta Strato, gdy chmara wygłodniałych reptoidów pożarła wszystkich badaczy. Stephen Gail był członkiem grupy zajmującej się „wyłapywaniem" niebezpieczeństw. Niestety, to on sprawdzał Strato, więc przenieśli go na stanowisko oficera na Hiddenie; niezbyt pożądana rzecz, zwłaszcza, jeśli przedtem dowodziło się grupą uzbrojonych po zęby żołnierzy. Frikes, mimo ze nigdy przedtem nikim nie dowodził, znał ten ból.
Beta Negos znajdowała się tak blisko, że nie potrzeba było włączać nadświetlnej, a tym bardziej nowo wynalezionego przeskoku czasowego. Cała technologia polegała na tym, że znajdowało się w tym samym czasie w dwóch miejscach jednocześnie. Coś w rodzaju 300-krotnej nadświetlnej, ale bardziej szpanerskie. I, według Frikesa, bardziej absurdalne. Kosztowało miliardy, a i tak dowódcy wahali się przed użyciem. Sądził nawet, że ci z MKBW również bali się to włączyć.
Mac podszedł do pulpitu sterowniczego i spojrzał w czerń przed nim. Lecieli już od dziesięciu minut, co przy zwykłej prędkości równało się milionom kilometrów, a on od pewnego czasu coś słyszał. Nie, złe określenie. Raczej czuł, dzięki telepatycznym zdolnościom wyczuwał coś dziwnie znajomego. Coś, co spowodowało, że po plecach przeszedł mu dreszcz. Było to tak nienaturalne, że wzdrygnął się lekko, a siedzący obok niego operator spojrzał na niego z niepokojem.
- Coś się stało, kapitanie?
Mac pokręcił przecząco głową.
- Masz coś może na czujniku? – spytał, znów spoglądając przed siebie.
- A mam mieć?
- Tylko pytam.
- Nie, dobrze pan wie, że drodze na Negos nie ma żadnych planet. Zauważył pan coś? To może być asteroida lub odłamek asteroidy. Jakiś kosmiczny śmieć.
- Nic nie zauważyłem. Poczułem coś dziwnego, chyba trzy, cztery minuty po tym, jak minęliśmy Plutona.
- Dzięki...temu? – operator wskazał znacząco na czoło, nie informując jednocześnie Gaila o telepatii Frikesa. Cała załoga Hiddena 231 o tym wiedziała i za nic nie zrezygnowałaby z zabawy oglądania miny „wyłapywacza reptoidów". Była to chyba jedyna rozrywka pilotów transportowca.
Frikes skinął głową. Nie miał pojęcia czemu w ogóle to poczuł. Nie umiał wyprzedzać wydarzeń ani odbierać sygnałów czy wyczuwać niebezpieczeństw. Potrafił jedynie czytać w myślach, a przecież, jak twierdził operator, przed nimi niczego nie było. A jak niczego nie ma, nie można czytać w myślach. Poza tym to co czuł było dziwnie znajome i spotkał się z tym po raz pierwszy od kiedy zaczął dowodzić transportowcem. I wyczuwał instynktownie, że nie było to dobre.
- Kapitanie Frikes! – zawołała nagle jedna z operatorek i zaczęła szybko przełączać kanały łączności. – Mam coś!
Mac natychmiast znalazł się przy niej. Nawet Gail się przysunął.
- Jakiś dźwięk...trochę nieskoordynowany...i się przemieszcza...Rozpływa się w pustce, ale jestem prawie pewna – odwróciła się do nich ze zdziwieniem w oczach. – Kapitanie, on dobiega zza Plutona.
- Tam zacząłem odbierać te wibracje – Mac skinął głową.
- Jakie wibracje? – nie zrozumiał Gail.
- Kapitan ma zdolności telepatyczne – powiedział operator. – Cały czas czytał ci w myślach.
- Jak to...to znaczy, że...?
- Cicho! – zawołał Frikes, a potem ponownie zwrócił się do operatorki. – Na Plutonie przecież nic nie ma.
- Nie mówię, że dobiega z Plutona, ale zza planety, a poza tym przemieszcza się do środka układu słonecznego.
- Jak to czytał mi pan w myślach? – spytał Gail.
- To znaczy leci w kierunku Ziemi?
- Naprawdę nie wiem. Teraz na przykład jest w połowie drogi do Uranu. Nie jest to dźwięk w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale sygnał dźwiękowy wydawany mimowolnie przez jakiś obiekt.
Mac uniósł brwi.
- Statek?
- Możliwe, ale nie nasz. W tej chwili jesteśmy jedyną jednostką wysłaną do bazy kolonizacyjnej, a poza tym poznałabym ziemski sygnał. Był na nieużywanym kanale nadawczym, więc nigdy bym go nie zauważyła, gdybym ich po kolei nie sprawdzała. Co pan czuł, kapitanie? – spytała nagle.
Frikes wzruszył ramionami. Był teraz naprawdę zaniepokojony.
- Nie mam pojęcia. Zdaje się, że jest tam coś żywego, bo inaczej nie odebrałbym myśli tego czegoś.
- Leci w stronę Neptuna – poinformował jakiś z nowych członków załogi, którego nie znał.
- Albo w stronę Ziemi – mruknął Gail. – Nie uważacie, że powinniśmy kogoś o tym zawiadomić?
- Jasne, że zawiadomimy – odparł Mac, bezwiednie stukając palcami w pulpit sterowniczy. – Wolałbym jednak jeszcze to trochę poobserwować. Twoje czujniki naprawdę nic nie wykryły, Jim? – spytał operatora, siedzącego po jego lewej ręce.
- Na pewno nie, kiedy przelatywałem przez układ słoneczny. Nie tylko statku, ale w ogóle niczego.
- Sygnał zanikł – operatorka uderzyła lekko w urządzenie łączności, odwróciła się na obrotowym fotelu i spojrzała na nich. – Zero namiaru.
- Sądzę, że powinniśmy CZYM PRĘDZEJ zawiadomić kogoś z MKBW – denerwował się Stephen Gail. Najwyraźniej nie chciał powtórzyć błędu z Beta Strato. Tyle, że tym razem nie było żadnych reptoidów, a przynajmniej mieli taką nadzieję.
- Dobrze – Frikes z uwagą wpatrywał się w czujniki, jakby próbował spowodować, że nagle zaczną coś wskazywać. – Skierujcie statek z powrotem na Ziemię. Biorę na siebie niedostarczenie żywności.
- Mogę przewieźć chociaż część w kapsule – zaproponował Jim.
- A starczy ci powietrza?
- Wezmę butlę z tlenem.
Frikes zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- Butle tlenowe to przeżytek. Gdzieś ty dostał takie coś?
- Tajemnica rodowa. Mogę więc? Ci z MKBW nie będą się tak na pana wydzierali.
- Dobrze, jak chcesz. Ale weź tylko najpotrzebniejszą żywność co się nie psuje, taką jak puszkowane mięso.
Jim skinął głową i wypadł z małego mostka. Mac znowu skierował się do załogi.
- W porządku, Gail, wprowadź kurs powrotny.
Spojrzał przez okno. Co to mogło być? Zapewne niedługo się dowie.
To jest moja...opowieść sci-fi, która powstała z burzy mózgów mojej i mojego partnera :heart: Teraz sama ją piszę, bo boy się wycofał, ale nadal świetnie się bawię.

To jest druga część, bo pierwsza była pisana w wieku lat...dziecięcych :meow:

Enjoy!
© 2013 - 2024 IngvildJornsdottir
Comments9
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
StarkArya's avatar
Świetne. I widać, że pisałaś z otwartym serduchem :D